Leonard Konopelski
Wojciech Plewiński
zobacz tekst
poprzednie zdjęcie
następne zdjęcie

Uroczy, nieduży, Dom Grzesia o białych ścianach, położony przy podjeździe do pensjonatu, to jedna z atrakcji gospodarstwa. Duże zainteresowanie wzbudza zarówno on, jaki i jego projektant i właściciel. Jest nim emerytowany obecnie profesor Państwowej Wyższej Szkoły Plastycznej we Wrocławiu, malarz i oryginał o wielkim poczuciu humoru – Jerzy Zyndwalewicz, zwany Grzesiem.

„Od zawsze” przyjaciel Staszka i Krystyny. Domek wygląda jak chatka z bajki, jakby miał sto lat. Istotnie jest stary, ale nie aż tak. Grzegorz Zyndwalewicz z wykształcenia jest także technikiem-lesnikiem. Przez trzy lata pracował w Bieszczadach jako leśniczy. Zaprzyjażnił się z rodziną Rusinów i na ich ziemi zrekonstruował chatę, która stała w tym miejscu przed wojną. Co roku spędza w niej letnie wakacje.

Lubi być wtedy odwiedzany. W swoim domu ma szereg trapersko-bieszczadakich trofeów, np. czaszkę krowy Lalki, którą w 1970 r. zabił niedźwiedź oraz kolekcję sideł kłusowniczych, które będąc leśniczym zebrał w lesie.

Obok domku jest też maleńka, niepozorna drewniana przybudówka, nazwana przez gospodarza Zuzią – wielkości jednoosobowego namiotu. Często wzbudza ona ciekawość naszych gości. To tradycyjne schronienie pasterzy owiec, został przywieziony z hali. Podobno podczas budowy domku ten szałas stanowił schronienie dla całej trzyosobowej rodziny Grzesia… ale on sam o tym opowie najlepiej.

zwiń tekst i zobacz galerię